Musieliśmy wstać bardzo wcześnie, żeby dotrzeć na lotnisko w Kone na czas. Pierwszy lot był o 8:00, mój był następny ok. 9:00. Z campingu na lotnisko było jakieś 1,5 h jazdy, a trzeba było jeszcze zwinąć namiot, spakować manatki i coś przegryźć. Pierwsza poleciała Eloise. Kiedy zobaczyłam jak mała jest awionetka, którą miałam się przelecieć, serce podeszło mi do gardła. Jednak kiedy przyszła moja kolej i wsiadłam do samolociku, który wyglądał jakby go zrobiono z tektury, poczułam się pewniej. Wszystko dzięki Gilbertowi, który pilotował awionetkę. Robił to od 20 lat i naprawdę widać było, że wie co robi.
Przy okazji był bardzo otwarty i powiedziałabym, że na swój sposób miał trochę włoski charakter. Taki luzak, bez krępacji, no sama przyjemność.
Awionetka oderwała się lekko od ziemi i powoli wzbijała się w powietrze. Myślałam, że to będzie najgorszy moment podróży, który przyprawiałby mnie o zawroty głowy i mrowienie w brzuchu, ale o dziwo nie. Widoki były zbyt piękne by się bać.
Pobawiłam się trochę Google Maps i zakreśliłam mniej więcej trasę lotu. Oczywiście mało co widać, ale zaraz przejdziemy od ogółu do szczegółu.
Oczywiście większość z interesujących części widać w filmiku w poprzednim wpisie. Wszystko zaczęło się na lotnisku w Kone.
Następnie po pierwszym spojrzeniu na barierę rafy koralowej, która oddziela wyspę od granatowej głębi oceanu, zwróciliśmy się na moment w stronę lądu, by obejrzeć ciekawostkę. U stóp wioski kanak odnaleźliśmy wydrążony w koralowcach kanał. Służy on Kanakom z pobliskiego plemienia do wypłynięcia w morze w czasie odpływu. Inaczej statki szorowałyby dnem po koralowcach.
Wróciliśmy do podziwiania wszelkich odcieni turkusu. Woda w lagunie wygląda naprawdę… sztucznie. To znaczy pięknie, ale niemożliwie pięknie. Gilbert opowiedział mi, że miał klienta z Belgii, który zapytał go (i tu zacytował Belga ze wspaniałym belgijskim stereotypowym akcentem) dlaczego ta woda ma taki kolor. Gilbert odpowiedział mu podobno, że to są dwa różne rodzaje wody, która została wlana do laguny. Koleś podobno uwierzył :) .
Nagle jednak Gilbert pokazał mi granatową plamę na środku turkusu. Wygląda jak… staw pośrodku laguny. Jest to miejsce, w którym koralowce się rozpadły i otworzyły głębię oceanu, która się pod nimi kryje.
Wreszcie ruszyliśmy w stronę lądu, by zobaczyć słynne serce. Serce odróżnia się od reszty mangrove (lasu na wodzie) już coraz mniej. A u góry, między jakby połówkami serca widać mały strumień. Gilbert powiedział, że to dlatego, że serce cierpi. W końcu ludzie nad nim przelatują, ale nikt się nie zatrzymuje ;) podobno raz zrobiono w Sercu Voh sesję fotograficzną Miss Nowej Kaledonii… ale muszę trochę poszperać, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście.
Na klatce z filmu widać u góry stateczek wpływający w jedną z rzeczek, co daje punkt odniesienia co do wielkości Serca.
Miejsce oznaczone na dużej mapie jako „krewetki” to wielka hodowla krewetek. Nie ma ich co prawda zbyt wiele w sklepach, najczęściej są to importowane z Nowej Zelandii i Australii mrożone krewetki, ale jeśli już dorwie się świeże, to znaczy, że przyjechały z tego miejsca.
„Fabryka” to największa na świecie jednostka przemysłowa. Jest to kompleks kopalni niklu i służy między innymi do transportu tego surowca. Nowa Kaledonia jest w czołówce światowej pod względem wydobycia niklu (bodajże 3. miejsce). Pracuje tam ok. 6000 osób. Obok fabryki mają mieszkania, a nawet kort tenisowy i boiska. Takie miasteczko. Dużo robotników to Kanakowie, ale także Chińczycy. O nich będzie przy okazji naszego campingu w Kone, gdzie spaliśmy wieczorem.
Na Google Maps fabryka jeszcze nie istnieje, więc czas na kolejny kadr z filmu:
W powyższym kadrze widać część mieszkalną fabryki, a u samej góry biały pasek, który prowadzi w góry: jest to taśma, która transportuje surowce.
I voila. Następnie przelecieliśmy ponad wzgórzami i miękko wylądowaliśmy na płycie lotniska. Wszystko w mniej więcej godzinę. To była jedna z najlepszych przeżyć EVER. Wspaniałe Serce Voh, o którym nawet nie śniłam, że zobaczę je na żywo. Wspaniała rafa koralowa w intensywnych turkusach. Żyć nie umierać.